Przy okazji przeszukiwania stron sejmowych trafiłam na ciekawy projekt posłów Lewicy, który zakłada, że rozwód może odbyć się bez udziału sądu. W obecnym krajobrazie politycznym takie pomysły nie mają szans powodzenia, bo tendencja jest raczej odwrotna – do procedury sądowej dodawane są kolejne elementy, które mają utrzymać małżeństwo. Niemniej jednak przyznacie, że dla małżonków taka perspektywa wydaje się kusząca…
W Polsce nie można rozwiązać małżeństwa bez przeprowadzenia rozprawy. Co więcej od lat 80-tych rozwodami zajmują się sady okręgowe – czyli sądy wyższej instancji w stosunku do sądów rejonowych. Sądów okręgowych jest w Polsce tyko 46.
Już sam ten fakt świadczy o tym, że w Polsce od strony formalnej rozwód jest postrzegany jako sprawa dużego kalibru. Częściowo zgodzę się z tym, że rozwód do spraw błahych nie należy. Decyzje sądu w sprawach rozwodowych mogą zreorganizować życie małżonków na długie lata – za wysokie alimenty, walka o władzę rodzicielską, o kontakty... To coś z czym człowiek będzie żył na co dzień i co realnie wpłynie na jego sytuację.
Po drugiej stronie bieguna mamy jednak sprawy rozwodowe bezdzietnych małżonków, którzy chcą się rozwieść bez orzekania o winie, a na rozwód w sądzie okręgowym muszą czekać długie miesiące. Ostatnio terminy oczekiwania na rozprawę w niektórych sądach sięgają roku – przyczyniła się do tego pandemia i wysyp spraw frankowych.
Czy w sytuacji, gdy oboje małżonkowie chcą rozwodu bez orzekania o winie, nie można by go uzyskać w inny sposób?
Posłowie nie zaproponowali rozwodu u notariusza, tytuł to prowokacja, której „Fakt” mógłby mi pozazdrościć 😉. Z całą pewnością taki rozwód byłby szybki i bezbolesny, choć faktyczne rodziłby ryzyko nadużyć (choćby w sferze świadczeń socjalnych). Projekt poselski zakłada rozwód po przeprowadzeniu postępowania administracyjnego. Z mojej krótkowzrocznej perspektywy (wybaczcie, ale daleko mi do komisji legislacyjnej, więc nie analizowałam kompleksowo wpływu takiego rozwiązania na inne ustawy) pomysł nie wydaje się najgorszy, przynajmniej w odniesieniu do małżonków nieposiadających dzieci.
Rozwód bezdzietnej pary, która rozstaje się bez orzekania o winie, przed sądem okręgowym to często czysta formalność, która trwa w porywach pół godziny… z perspektywy małżonka. Z perspektywy sekretariatu sądowego i samego sędziego to: zarejestrowanie sprawy, losowanie sędziego, założenie akt, wpisanie terminu do terminarza, zawiadomienie stron o posiedzeniu, zapoznanie się z aktami, rozprawa, pisanie wyroku, stwierdzenie prawomocności, wysyłanie odpisów wyroków (po uprzedniej weryfikacji opłaty), zwrot połowy opłaty na konto (często korespondencja z prośbą o numer konta), przesłanie informacji do USC, wysłanie akt do archiwum. Jednym słowem: kupa roboty, którą sąd mógłby przeznaczyć na rozpoznawanie choćby spraw frankowych, albo rozwodów, gdzie małżonkowie mają sprzeczne interesy.
Na tą chwilę jestem jednak pewna tego, że w polskiej rzeczywistości jeszcze długo nie usłyszymy o „podpisywaniu papierów rozwodowych”, tak jak ma to miejsce w USA. A Wy co o tym myślicie?
Adwokat Katarzyna Błaszczyk – Inowrocław | Polityka prywatności
Królowej Jadwigi 44/4a
88-100 Inowrocław
Kancelaria adwokacka
Katarzyna Błaszczyk
Copyright 2022| Created with WebWave